Wszyscy wiedzą, że miasto to mnóstwo szans, ale i takie samo mnóstwo zagrożeń. Zagrożenia dla biegających to w zasadzie te same zagrożenia, co dla zwykłych śmiertelników, ale my jesteśmy szybsi.
Zawsze smucą mnie wiadomości o wypadkach biegaczy czy rowerzystów. Im nas więcej tym więcej ich się może przytrafić. Może ten wpis komuś pomoże uniknąć nie przyjemności, a może zaintryguje do obserwowania tego co się dzieje dookoła nas. Mam nadzieję, że znajdziecie odpowiedź na pytanie: Jak biegać po mieście i przeżyć?
Zagrożenie numer 1
Biegamy najczęściej trasami, które są powiązane ze ścieżkami rowerowymi (o ile już takie są). Niby rowerzyści mogą sobie jechać po przejściu dla pieszych, a w zasadzie równolegle do tego przejścia. Jak ich samochód nie potrąci, bo akurat kierowcy się bardzo śpieszy to się nic nie wydarzy. Nam biegaczom przysługuje za to mandat… nawet jeśli są światła! Kolejny absurd w tym pięknym kraju. Niestety, głównym zagrożeniem nie jest mandat, a pojazdy, których kierowcy nie patrzą czy ktoś do przejścia się zbliża czy nie. Dlatego przed każdym przejściem powinniśmy przynajmniej zwolnić, chociaż prawo nakazuje przejście, a nie przebiegnięcie, a na pewno upewnić się, że nic nas nie rozjedzie. Ewentualnie biegać po takich miejscach gdzie nie ma ulic przez które musimy się przeprawić.
Zagrożenie numer 2
Innym zagrożeniem dla większości biegaczy są tak zwani blokersi. Jeśli biegacie po swojej najbliższej okolicy to najczęściej localsa nie ruszą, ale jak już przychodzi czas na dłuższe biegi to możecie się zapuścić na jakiś lokalny Bronx albo Nową Hutę. Wtedy będziecie mieć okazję do trenowania szybkości. Mnie osobiście taka historia przez całą karierę biegacza jeszcze się nie przytrafiła i mam uczucie, że biegacze nie wzbudzają agresji, ale nie chciałbym zapeszyć więc dalej uznaję, że wyjściowy dres założony przez nie sportowca może oznaczać zagrożenie.
Zagrożenie numer 3
Yorki, chiuauy, pekińczyki i inne brytany. To zagrożenie wiadome. Jako posiadacz psa wiem, że nie wszystkie psy są zainteresowane biegaczami, ale jak coś ucieka to te małe bestie są w stanie gonić za biegaczem. Nigdy nie wiesz czy cię dogoni i pożre czy tylko biegnie dla biegania (w sumie to nic dziwnego). Nie wiem czy też macie takie spostrzeżenia, że te małe pieski są bardziej nastawione na dziamolenie i ganianie za naszymi nogami niż te duże. Sam staram się raczej każdego psa nawet najłagodniejszego minąć łukiem albo dać mu znać, że nie jestem dla niego żadnym zagrożeniem.
Zagrożenie numer 4
Czas na następne zagrożenie. Niby bratnie. Niby powinniśmy żyć w pokoju. Rowerzyści jednak czasami potrafią zachować się równie nie odpowiedzialnie, co kierowcy-panowie-świata. Jazda całą szerokością chodnika, bo przecież jak się jedzie w trzy osoby to muszą jechać obok siebie przez całą trasę kołysząc się przy tym jak pijane króliki. Jazdę tą samą trójką całą szerokością pasa dla rowerzystów, gdzie mieszczą się tylko dwie osoby, więc ta trzecia musi jechać wąskim pasem chodnik, a jak biegniesz z naprzeciwka to przecież nie ustąpią miejsca, bo po co. A jak biegniesz ścieżką to potrafią rzucić wiązanką przekleństw. Całe szczęście większość rowerzystów jest w porządku i potrafi się podzielić Światem z innymi, ale uważać trzeba, bo nigdy nie wiesz na kogo trafisz.
Zagrożenie numer 5
Piesi. To jest temat rzeka. Niby nic nie powinno się wydarzyć, ale zawsze coś wykombinują. Nie mówię o bieganiu w centrum miasta, bo to miejsce, gdzie my biegacze jesteśmy intruzami. Mówię o spacerowiczach wzdłuż ścieżek rowerowych. Potrafią zająć całą szerokość chodnika, ścieżki rowerowej i okolicznych łąk tylko dlatego, że idą np. w niedzielę rano do kościoła. Nie mogą zostawić miejsca dla innych, bo nie. Poruszanie się po chodniku w sposób nie przewidywalny również nam nie pomaga i może spowodować zderzenie z „cywilem” i kolejne nieprzyjemności.
Zagrożenie numer 6
Zombie!
Nie mogłem się powstrzymać.
Pochwała dla wszystkich „zagrożeń”
Kierowcy coraz częściej przepuszczają biegaczy na przejściach i nie wymuszają pierwszeństwa. Blokersi z dobrymi chęciami krzyczą „Run, Forest!”. Oczywiście nie z chęci dopingu dla nas, ale dla żartu, ja jednak zawsze przyjmuję to z uśmiechem, bo to najbardziej oklepany z żartów. Psy na trasie moich biegów często za ogrodzeniem to świetni sparing partnerzy do sprintów. Częściej też spotykam biegaczy z psami, które za każdym razem chcą żeby je głaskać. Rowerzyści potrafią nawet nas biegaczy pozdrowić i zagadać. Zdarza się nawet, że zrobią ci miejsce na swoim pasie chodnika czy ścieżki rowerowej. Piesi potrafią krzyknąć, żeby się nie poddawać i patrzą czasem z podziwem na biegaczy, co też jest fajne.
Jednak pamiętajcie, żeby na wszystko uważać.
Czy coś pominąłem?
Jedna odpowiedź do “Jak biegać po mieście i przeżyć”
[…] Jak biegać po mieście i przeżyć […]